Recenzja podłogowych zestawów głośnikowych Wilson Audio Sasha V

Autor i źródło recenzji: Sasha Matson, Stereophile, 2024 r.
Oryginał możesz przeczytać TUTAJ.

 

Głośnik Wilson Audio Sasha V (litera "V" jak "victory", a nie rzymska "piątka") to kontynuacja serii zapoczątkowanej w 2009 roku modelem Sasha 1. W instrukcji instalacji znajduje się strona zatytułowana „Ewolucja Sasha”, ozdobiona eleganckimi szkicami kolejnych wersji tego głośnika – obecnie czterech – poprzedzonych przez dwuczęściowy zestaw WATT/Puppy, którego historia sięga 1989 roku. Wilson Audio Specialties Sasha V, wyceniony na 48 900 dolarów za parę, zastępuje w ofercie marki wcześniejszy model, Sasha DAW.

Potężny, wolnostojący zestaw głośnikowy Sasha V zachowuje wyraźne rodzinne podobieństwo. Jego szerokość i wysokość pozostają niemal identyczne jak u poprzednika, wynosząc odpowiednio 36,8 cm i 114,5 cm. Obudowa zyskała dodatkowy 2,5 cm głębokości, osiągając teraz 60,8 cm. Subtelne fazowanie krawędzi zostało nieznacznie zmienione – różnicę dostrzegliby zapewne jedynie właściciele poprzednich modeli Sashy. Zwiększona grubość obudowy przełożyła się na dodatkowe 4 kg wagi, co daje łącznie 111 kg na głośnik. Rzeźbiarskie formy obudowy podkreślają wysokiej klasy lakiery inspirowane wykończeniami samochodowymi – recenzowana para zachwyca eleganckim wykończeniem Satin Oak Green, uzupełnionym maskownicami w odcieniu Slate Grey.

Zmiany wprowadzone przez projektanta i CEO Wilson Audio, Daryla Wilsona, oraz jego zespół koncentrują się przede wszystkim na wnętrzu głośnika. Nowością w linii Sasha jest 7-calowy, wentylowany od tyłu przetwornik średniotonowy z kompozytu papierowo-pulpowego, nazwany przez Wilsona QuadraMag. Po raz pierwszy zastosowany w flagowym modelu Chronosonic XVX, od tego czasu znalazł swoje miejsce w kilku innych konstrukcjach marki. Kolejną nowością w Sashy jest 1-calowy przetwornik wysokotonowy Convergent Synergy Carbon, znany już z innych głośników serii V. Zestaw przetworników dopełniają podwójne 8-calowe głośniki niskotonowe, wykonane z tego samego kompozytu papierowo-pulpowego, co stosowane wcześniej w modelu Sasha DAW.

Litera „V” w nazwie Sasha V, podobnie jak w innych głośnikach Wilsona — XVX, Alexx V i Alexia V — odnosi się do opatentowanego przez firmę materiału V, stosowanego obok wcześniejszych, również opatentowanych materiałów obudów, oznaczonych jako X i S. Wśród innych udoskonaleń znalazły się stopki Acoustic Diode, wcześniej dostępne jako opcjonalne wyposażenie, oraz nowe miedziane kondensatory AudioCapX-WA w zwrotnicach. Wilson produkuje je obecnie we własnym zakresie, co pozwala na precyzyjne dostosowanie parametrów do wymagań każdego modelu, w tym Sasha V.

Podczas rozmowy na FaceTime zapytałem Daryla Wilsona, czy Sasha V wykorzystuje technologię „trickle-down” [przyp. tłum. W kontekście audio „trickle-down” odnosi się do procesu, w którym zaawansowane technologie najpierw pojawiają się w flagowych, najdroższych modelach, a dopiero później stopniowo trafiają do tańszych konstrukcji]. Odpowiedział:

„Często słyszę to określenie. To jednak nie jest sposób, w jaki wprowadzamy innowacje i rozwijamy nasze produkty. Nie czekamy, aby wdrożyć nowe rozwiązania wyłącznie w naszych największych kolumnach. Wszystko, nad czym pracujemy, jest destylowane, dopracowywane i wykorzystywane tam, gdzie najlepiej pasuje, a następnie ponownie stosowane w innych modelach. Nasze nowe miedziane kondensatory były już gotowe, więc użyliśmy ich w Sasha V – nie wstrzymywaliśmy ich w oczekiwaniu na inny projekt.”

Opublikowane specyfikacje nowej Sashy V odzwierciedlają połączenie kontynuacji i zmian. Kilka elementów szczególnie się wyróżnia. Nastąpił niewielki wzrost pasma przenoszenia w górnym zakresie – do 32 kHz, co z pewnością jest zasługą nowego przetwornika wysokotonowego. Deklarowane rozszerzenie basu pozostaje na tym samym poziomie co w Sasha DAW, sięgając 20 Hz.

Nominalna impedancja wynosi 4 omy, z minimalnym spadkiem do 2,36 oma przy 82 Hz, co jest bardzo zbliżone do zachowania modelu Sasha DAW. Wydajność wzmacniaczy współpracujących z zestawami głośnikowymi Wilsona zawsze była istotnym zagadnieniem, dlatego na szczęście producent dołącza do instrukcji pełną krzywą impedancji.

Specyfikacja wskazuje również na obniżenie czułości znamionowej do 88 dB/W/m (co odpowiada 91 dB/2,83V/m dla głośnika 4-omowego) w przypadku Sashy V, w porównaniu do 91 dB dla Sashy DAW. Zapytałem Daryla Wilsona, co może być tego przyczyną.

„Ogólna charakterystyka częstotliwościowa, gdyby ją uśrednić, pozostaje taka sama” – odpowiedział. „Ponieważ pomiar dotyczył konkretnej częstotliwości, przy 1 kHz, ten jeden wynik był nieco wyższy w przypadku Sasha DAW niż w Sasha V.”

Począwszy od 1993 roku, wraz z serią Grand SLAMM, ojciec Daryla, założyciel firmy David Wilson, zaczął stosować w obudowach głośników Wilsona specjalnie opracowane materiały kompozytowe na bazie żywic, charakteryzujące się zróżnicowaną gęstością i kontrolowanymi właściwościami rezonansowymi. Opatentowane przez Wilsona materiały są niezwykle gęste, ciężkie i poddawane precyzyjnej obróbce maszynowej.

W modelu Sasha V zastosowano „materiał X”, który wykorzystano do budowy ścian obudowy – teraz o 25% grubszych niż w poprzednim modelu. Materiał „S”, posiadający unikalne właściwości akustyczne, użyto w przegrodach otaczających przetworniki. Najnowszy „V-materiał” pełni dodatkową rolę tłumiącą, redukując wibracje pomiędzy górnym i dolnym modułem – niczym akustyczny „majonez magiczny”, jak ujął to sam Wilson.

Czytałem różne opisy składów materiałów, z których wykonane są obudowy głośników Wilsona. Jednym z nich jest „żywica epoksydowa z domieszką kruszonego granitu, węgla i celulozy”. W poprzedniej recenzji opisałem głośnik Wilsona jako wykonany z „kompozytowej mieszanki żywicy i celulozy”. Uzyskanie dokładnych informacji o składzie tych zastrzeżonych materiałów jest znacznie trudniejsze niż zdobycie danych od Jacka Smitha czy Departamentu Sprawiedliwości. Po tym, jak zaoferowałem Darylowi ograniczony immunitet, był on skłonny ujawnić: „To żywica fenolowa o wysokiej gęstości. Jest to zupa o dokładnie takiej gęstości, z niezbędnym materiałem wypełniającym, by uzyskać pożądaną charakterystykę akustyczną”.

Ustawianie zestawu

W przypadku głośników Wilsona, konfiguracja zestawu wymaga szczególnej staranności, choć każdy nabywca nowych lub certyfikowanych używanych głośników może liczyć na pomoc dealera. Ja jednak zająłem się wstępną konfiguracją samodzielnie, z minimalną pomocą. Firma spedycyjna zgodziła się przetoczyć trzy ciężkie drewniane skrzynie — dwie zawierające głośniki niskotonowe, a trzecią z obudowami górnymi — po podjeździe i do garażu; to było wszystko, na co się zgodzili.

Obudowy głośników niskotonowych zostały dostarczone z zamontowanymi kółkami, co umożliwiło ich łatwe przetoczenie ze skrzyni na odpowiednie miejsce. To był pierwszy krok. Drugi krok polegał na zatrudnieniu mojego syna i jednego z jego kolegów, którzy za piwo zgodzili się wnieść nierozpakowane obudowy na drugie piętro, gdzie znajduje się mój pokój odsłuchowy. Byli to sporej postury faceci, ale i tak spocili się, zanim ich zadanie zostało zakończone.

Z tyłu obudowy głośnika niskotonowego, po obu stronach, znajdują się podwójne „łopatki głośnika niskotonowego”. Choć wyglądają jak uchwyty, pełnią również funkcję akustyczną: pomagają rozpraszać energię drgań między górną a dolną częścią obudowy. Jest to istotna zmiana konstrukcyjna w porównaniu do wcześniejszych modeli. Wykonane z solidnego „X-materiału”, są na tyle wytrzymałe, by unieść ważące 200 funtów moduły niskotonowe.

Dziękując za kółka (i silnych, młodych pomocników), przetoczyłem dolne segmenty na miejsca zajmowane wcześniej przez model Sasha DAW, niczym wózek z napojami toczący się po przejściu w samolocie. Górne kolumny, choć nie są lekkie, udało mi się umieścić na szczycie obudów głośników niskotonowych i połączyć je. Wilson nie projektuje swoich zestawów głośnikowych z myślą o biwiringu; dolne obudowy wyposażone są w jedną parę solidnych odczepów głośnikowych, które wewnętrznie łączą się z głośnikami niskotonowymi. Stamtąd zwrotnice rozdzielają sygnały do głośników średniotonowych i wysokotonowych znajdujących się wyżej.

Folia ochronna, która pokrywa obudowy na czas transportu, musi zostać usunięta. Dla mnie wygląda jak gruba folia Saran, a jej zdejmowanie bywa uciążliwe.

Po ustawieniu i podłączeniu kolumn Sasha V, kolejnym krokiem była optymalizacja „regulacji opóźnienia propagacji”, którą Wilson określa również mianem „wyrównania czasowego”. Dwukolumnowa Sasha V jest pierwszą podłogową kolumną Wilsona, która została zaprojektowana w sposób umożliwiający modyfikację tych parametrów. Mówiąc prosto, sprzęt pozwala na zmianę relacji między górną obudową, zawierającą głośnik średniotonowy i wysokotonowy, a dolną obudową, w której znajdują się dwa głośniki niskotonowe, w celu optymalizacji względnych czasów dotarcia dźwięku do wyznaczonej pozycji odsłuchowej. Konstrukcja i konfiguracja mają na celu optymalizację „sweet spot” dla pojedynczego słuchacza.

Osiąga się to poprzez regulację kąta nachylenia oraz odległości przód-tył górnej kolumny w stosunku do dolnej, za pomocą skalibrowanych kolców. Konfiguracja opiera się głównie na dwóch parametrach: odległości miejsca odsłuchowego od kolumn oraz wysokości uszu słuchacza nad podłogą. Dzięki tym informacjom i tabeli można znaleźć optymalne ustawienia kąta nachylenia i pozycji przód-tył górnych kolumn. Instrukcja instalacji jest dokładna i dobrze napisana, zawiera precyzyjne wskazówki i tabele. Ja poradziłem sobie z tym, więc ty też dasz radę – ale jeśli coś z tego brzmi onieśmielająco, pamiętaj, że za wszystko odpowiada sprzedawca, a nie ty.

Co do celu tej konfiguracji i tego, jak skutecznie jest on realizowany, jest to złożony temat, którym zajęli się inni koledzy. Recenzja Wilson Alexx V autorstwa Jima Austina zawiera dokładne wyjaśnienie tego zagadnienia. W szczególności zwracam uwagę na komentarz Jima, że „lepiej być blisko idealnego wyrównania czasowego niż daleko”.

Sasha V miały czas na odpowiednie wygrzanie się przed przybyciem Chrisa Formana z Innovative Audio na Manhattanie, który został wyznaczony przez Wilsona do wykonania ostatecznej instalacji. Chris, przeszkolony przez Wilson Audio Specialties w zakresie ich protokołów, przeprowadził wiele instalacji zestawów głośnikowych Wilsona w tym regionie. Na podłodze pojawiła się taśma miernicza i niebieska taśma maskująca, aby zaznaczyć dokładne pomiary. Wcześniej, za pomocą taśmy, zaznaczyłem pozycje zestawów DAW Sasha; wciąż zajmowały one miejsca, które kilka lat wcześniej wybrał dla nich Peter McGrath z Wilsona.

W moim pokoju odsłuchowym, w wiktoriańskim Queen Anne z 1872 roku, nie ma kątów prostych, a stare drewniane stropy na drugim piętrze odbijają się jak trampolina, gdy po nich przechodzisz. Rozgryzienie tego wymagałoby rozprawy z fizyki — to jak przebywanie wewnątrz bardzo dużego instrumentu strunowego. Z drugiej strony, gdy wszystko działa, jest to najlepiej brzmiący pokój hi-fi, w jakim mieszkałem.

Omawiając to wszystko, Chris Forman powiedział coś, co warto powtórzyć: „Może być więcej niż jeden sweet spot”. Najlepiej jest się zrelaksować i pozostać otwartym na alternatywy. Jest więcej niż jeden sposób na rozwiązanie problemu.

Pierwszym krokiem była wymiana kółek, z którymi dostarczono kolumny niskotonowe, i zastąpienie ich stopkami Acoustic Diode. Stopki te, zastosowane po raz pierwszy w zestawach Wilson Alexx V, mają formę elementów przypominających stożek, wykonanych ze stali nierdzewnej z domieszką nowszego materiału V Wilsona. Daryl Wilson wyjaśnił mi: „Diody Acoustic Diodes zostały zaprojektowane w taki sposób, by zapewnić zarówno sprzężenie, jak i odsprzężenie. Kolce służą do sprzęgania, aby zapobiec przemieszczaniu się obudowy z przodu do tyłu, co powoduje rozmycie dźwięku. Materiał V jest genialny w odsprzęganiu: odbiera wibracje, przekształca je w ciepło... po prostu tłumi”.

Nie sfinalizowaliśmy jeszcze ustawienia głośników, a przesuwanie ich nie jest łatwe z kolcami, które wybiłyby dziurę w wykładzinie dywanowej na podłodze mojego pokoju odsłuchowego. W tym momencie pojawił się zestaw suwaków. Są to duże, płaskie, okrągłe metalowe dyski oferowane jako akcesoria przez Wilsona, które umożliwiają przesuwanie bardzo ciężkich kolumn po dywanie.

Rozpoczęło się przesuwanie, przepychanie i popychanie – małymi i dużymi krokami, do przodu, do tyłu, a także na boki – głośników Sasha V, zgodnie z oznaczeniami zaznaczonymi na taśmie maskującej. Wszystko to działo się w czasie, gdy Chris poddawał zarówno siebie, jak i mnie, wielokrotnemu odsłuchowi „So Do I” irlandzkiej wokalistki i autorki tekstów Christy Moore, współzałożycielki Planxty.

Po każdym przesłuchaniu Chris siadał w fotelu odsłuchowym i skrupulatnie notował swoje spostrzeżenia, przyznając oceny liczbowe na formularzu, którego Wilson i jego dealerzy używali do tego celu. Zapisywał odległości od ścian i oceniał głośniki w siedmiu kategoriach: rozciągnięcie niskich tonów, jakość górnego basu, scena dźwiękowa i skupienie na środku, rozmycie otoczenia, równowaga harmoniczna, poczucie dynamiki oraz płynność brzmienia.

Oprócz polegania na własnym słuchu i taśmie mierniczej, Chris sięgnął także po laserowe urządzenie pomiarowe. Przyłożył je do mojego ucha – fotel odsłuchowy pozostał w tej samej pozycji – i zmierzył precyzyjne odległości od miejsca odsłuchu do ściany za głośnikami, a także od ucha do przetworników.

W ten sposób odkryliśmy, że ściana nie była idealnie prostopadła do reszty pomieszczenia! Okazało się, że odchyla się o centymetr. Było to istotne w kontekście ustawień wyrównania czasowego Wilsona, ponieważ zastosowanie błędnego pomiaru i brak kompensacji tej różnicy sprawiłyby, że cały wysiłek włożony w precyzyjne dostrojenie czasu byłby daremny.

Okazało się, że sweet spot dla Sasha V znajdował się około 16 cali bliżej przedniej ściany – tej za głośnikami – w porównaniu do pozycji, w której wcześniej stały Sasha DAW, oraz o 4 cale dalej w kierunku ścian bocznych. Innymi słowy, nie była to drobna korekta.

Zaintrygowany, zapytałem Daryla Wilsona, co mogło się zmienić. Odpowiedział: „Zdolność systemu do osiadania – lepsze tłumienie. Materiał X w głośniku niskotonowym jest grubszy niż w Sasha DAW. Zdolność systemu do błyskawicznego startu i zatrzymania w zakresie niskich tonów. Im bardziej wyrafinowany i szybszy jest system, tym bliżej ścian można go ustawić. Jest bardziej tolerancyjny na kwestie związane z granicami pomieszczenia”.

Po ostatecznym ustawieniu głośników pozostała jeszcze jedna kluczowa regulacja: wypoziomowanie obudów. Nowym elementem konstrukcyjnym Sashy V jest niewielka poziomica bąbelkowa, zainstalowana na górze obudowy głośnika niskotonowego i widoczna po zamontowaniu górnych modułów.

Stopki Acoustic Diode regulowaliśmy pojedynczo, aż do momentu, gdy bąbelek poziomicy znalazł się dokładnie tam, gdzie powinien. Dlaczego to takie istotne? Ponieważ niewypoziomowane głośniki zakłócają precyzję kalibracji wyrównania czasowego w miejscu odsłuchu, co może negatywnie wpłynąć na koherencję dźwięku i przestrzenność sceny.

Odsłuch

Uważam, że rzetelna recenzja powinna zawierać przykłady odsłuchów z różnych gatunków muzycznych. Pierwszym nagraniem, po które sięgnąłem, było coś z gatunku pop: Gaucho Steely Dan.

Gdy umieściłem na gramofonie mój oryginalny winyl (MCA 6102/37220) i igła zagłębiła się w rowki „Babylon Sisters”, poczułem się otoczony muzyką – niemal jakby z pary głośników stereo wydobywał się dźwięk o charakterze surround. A kiedy chórki po raz pierwszy uderzyły w refren: „Babylon sisters, shake it!”, eksplodowały w pokoju. Ogromna szerokość sceny, spektakularna dynamika – wrażenie było oszałamiające.

Aby przeprowadzić kilka podstawowych porównań A/B, trzymałem Sasha DAW na podeście tuż poza moim pokojem odsłuchowym. W tym momencie mój dom naprawdę zaczął przypominać salon hi-fi!

Zamieniłem więc Sasha DAW z powrotem na ich wcześniejszą pozycję i dokonałem porównania. W brzmieniu DAW-ów dało się zauważyć nieco mniejsze rozróżnienie między partią Fender Rhodes graną przez Dona Fagena a elektrycznym basem dublującym ten motyw – szczególnie w górnej części utworu.

Podczas dalszych odsłuchów stwierdziłem, że jedną z największych zalet DAW-ów jest zdolność do precyzyjnego oddzielania poszczególnych elementów muzycznych. Jednak w porównaniu z Sashą V miały one odrobinę mniej blasku i uderzenia w wokalach. Być może to właśnie zasługa nowego przetwornika średniotonowego QuadraMag?

Następny kluczowy gatunek: orkiestrowa muzyka klasyczna. Sięgnąłem po nagranie, które widziałem niemal na każdej wystawie i w każdym salonie audio – Song of the Nightingale Strawińskiego oraz Lieutenant Kijé Prokofiewa w wykonaniu Fritza Reinera i Chicago Symphony Orchestra (LP, Living Stereo LSC 2150).

Strawiński, otwierający stronę B, brzmi niemal złowieszczo. Najpierw odsłuchałem go na Sasha DAW, a następnie zamieniłem głośniki na Sasha V. Efekt? Otwarcie utworu zyskało kilka stopni intensywności – wrzask zamierzony przez Igora stał się jeszcze bardziej przenikliwy. Po tym początkowym wybuchu nadchodziły głęboko osadzone bębny, które Sasha V odtworzyły z zadziwiającą, wręcz fizycznie odczuwalną siłą.

Chwilę później Strawiński zmienia tempo: słyszymy delikatne, pulsujące tremolo smyczków – unoszące się jak motyl, żądlące jak pszczoła! Tekstury były piękne, namacalne. W dalszej części utworu pojawiły się niemal Coplandowskie, miękkie, rozciągnięte harmonie o subtelnym, jazzującym charakterze, idealnie unoszące się za solową trąbką – absolutnie urzekające.

Czy żeńskie wokale jazzowe to jeden gatunek, czy dwa? Niezależnie od odpowiedzi, nadszedł moment, by przestać analizować i zacząć po prostu cieszyć się Sasha V na podstawie ich własnych zasług.

Dla mnie – i dla wielu innych – jednym z najważniejszych albumów w tej kategorii od dawna pozostaje Clap Hands, Here Comes Charlie! Elli Fitzgerald z 1961 roku. Moja kopia to świetny, 200-gramowy winylowy remaster z późnego Classic Records (Verve V6-4053). A jeśli miałbym wskazać najpiękniejszy, łamiący serce moment, musiałby to być utwór Spring Can Really Hang You Up the Most.

Słuchając go na Sashach, po raz pierwszy wyraźnie dostrzegłem subtelną interakcję między miękko zmiksowanym fortepianem a gitarą – bardziej delikatną i przejrzystą, niż kiedykolwiek wcześniej. A jeśli chodzi o samą Ellę… Jej głos miał w sobie mnóstwo aksamitnej gładkości, a gdy schodziła krok po kroku od pierwszej do ostatniej zwrotki refrenu, czuło się każdą nutę. Gdy dociera do słowa most, jej głos ląduje w głębokim rejestrze altowym – Es poniżej środkowego C. Pyszne!

Oczywiście, mam też coś z hard rocka. Zamówiłem w przedsprzedaży czteropłytowy box ze świeżo zremasterowanym Who's Next (Polydor/UMC 35858531). Pierwszy LP to oryginalny album, w takiej samej kolejności, w jakiej został wydany. Natomiast pozostałe trzy płyty zawierają kompletny występ The Who na żywo w San Francisco Civic Auditorium, z 13 grudnia 1971 roku.

To nagranie koncertowe pozwoliło mi rozegrać moją własną wersję Where's Waldo? – byłem tam, na tym koncercie, prezentowanym przez Billa Grahama, ale nigdy wcześniej nie miałem okazji usłyszeć tego występu na płycie. Aż do teraz. Glyn Johns, który zmiksował album studyjny, był na miejscu, by zarejestrować koncert na 16-ścieżkową taśmę, korzystając z mobilnego studia nagraniowego Wally'ego Heidera.

To nie jest jakiś przypadkowy miks – dźwięk jest potężny i czysty. Jest tu wiele do podziwiania, ale szczególnie podobał mi się utwór Baba O'Riley, w którym zamiast charakterystycznych, wrzaskliwych skrzypiec z wersji studyjnej, Roger Daltrey przejmuje tę rolę na harmonijce ustnej – i naprawdę potrafi dmuchać.

Przez lata mówiłem ludziom – i pozostaje to prawdą do dziś – że najgłośniejszym wydarzeniem muzycznym, jakie kiedykolwiek słyszałem w swoim życiu, był koncert The Who w San Francisco Civic Center. Po prostu nie dało się tam przebywać bez papieru toaletowego lub bawełny w uszach. Ogromny, pozbawiony zniekształceń system PA otaczał scenę, na której dominowała wielka flaga Union Jack. Unikalna zdolność Pete’a Townshenda do jednoczesnego grania partii rytmicznych i prowadzących była Full Monty.

Sasha V okazały się idealnym narzędziem, by spróbować odtworzyć tamte emocje. Niezależnie od tego, jak mocno je podkręcałem, nie było ani śladu nadwyrężenia czy kompresji dźwięku. A przecież zasilałem je znaczną częścią 425 watów na kanał z mojego McIntosha MC462.

 A może coś z nurtu współczesnej muzyki klasycznej, skomponowanej przez twórcę, którego nazwisko nie jest powszechnie znane?

Gdy John Atkinson przybył, by dokonać pomiarów Sashy V, minął ledwie tydzień od mojej wizyty w Hollywood, w legendarnym EastWest Studios, a dokładniej – w ich przestronnym Studio 1. To właśnie tam, gdy miejsce to nosiło jeszcze nazwę United Western Recorders, Frank Sinatra nagrywał wszystkie swoje albumy dla Reprise w latach 60.

Tym razem jednak zabrzmiała tam moja własna kompozycja – Little Woodstar, utwór napisany na kwintet wokalny i orkiestrę studyjną. Koproducentami nagrania są John Atkinson i Joe Harley. W Studio 1 zarejestrowaliśmy partię 16-osobowego zespołu, a wokale zostaną dodane w późniejszym etapie, w Nowym Jorku. Nad brzmieniem czuwał Steve Genewick – przez lata bliski współpracownik Ala Schmitta w legendarnym Capitol Studios.

Za pośrednictwem Sashy V, John i ja odsłuchiwaliśmy tymczasowego miksu oraz edycji ścieżek orkiestry. Wciąż mając w pamięci każdy detal sesji nagraniowej, byłem zdumiony precyzją, z jaką Wilson Sasha V oddały rzeczywistość – każdy instrument rozłożony został przede mną dokładnie tak, jak go zapamiętałem. Scena dźwiękowa odtwarzała przestrzeń nagrania z niemal fotograficzną wiernością, pozwalając mi na nowo przeżyć tamten moment. To przykład znakomitej inżynierii dźwięku i mistrzowskiej reprodukcji.

V jak zwycięstwo

Wilson Audio, być może czerpiąc inspirację z branży motoryzacyjnej, oferuje program Wilson Audio Certified Authentic. Umożliwia on zakup używanych oraz demonstracyjnych zestawów głośnikowych Wilson, które zostały dokładnie sprawdzone i odświeżone – zarówno w terenie, jak i, jeśli zachodzi taka potrzeba, w fabryce w Provo w stanie Utah. Szczegółowe informacje można uzyskać w najbliższym punkcie sprzedaży Wilsona. To doskonała okazja, by poznać brzmienie tej marki w cenie niższej niż nowa para głośników, bez ryzyka polegania na wątpliwej ofercie jakiegoś „dealera” z Malezji wystawionej na Audiogonie.

Imponujące nowe właściwości dźwiękowe, jakie Sasha V wnosi do katalogu Wilsona, sprawiły, że ostatecznie zdecydowałem się na zmianę. Moje Sasha DAW ustąpiły miejsca nowym Sasha V.

Czy Sasha V mają jakieś wady? Oczywiście. Jeśli należysz do grona tych, którzy muszą napędzać swoje głośniki jednocyfrową mocą, Sasha V nie są dla Ciebie – potrzebują solidnej dawki energii, by w pełni rozwinąć skrzydła i pokazać, na co je stać.

Są również mniej wyrozumiałe dla słabych nagrań niż niektóre inne konstrukcje. Nie są to kolumny dookólne, choć przy odpowiednich realizacjach potrafią stworzyć podobne wrażenie zanurzenia w muzyce. Trzeba też wziąć pod uwagę ich koszt, rozmiar i wagę – Wilson oferuje bardziej kompaktowe i lżejsze modele, jak Yvette czy SabrinaX, dla tych, którzy potrzebują mniejszych kolumn podłogowych.

Wielokrotnie spotykałem się z opiniami o rosnących krzywych kosztów w high-endowym audio, które przynoszą jedynie marginalne ulepszenia, a także z opisami „malejących zwrotów”. Jednak w przypadku Sashy V nie ma mowy o żadnym malejącym efekcie.

Ulepszenia względem poprzednika są dalekie od subtelnych – odbieram je jako znaczące, istotne, wręcz przełomowe. To zmiany, które poszerzają horyzonty i wyznaczają nowe standardy. Daryl Wilson i jego zespół nie tylko dążą do doskonałości – osiągają ją krok po kroku, w sposób odważny i konsekwentny.